wtorek, 17 września 2013

Rozdział 14.

To był jeden z nudniejszych dyżurów w mojej jeszcze niezbyt długiej karierze. Cała noc przy biurku, nad strasznymi rubryczkami. Kiedy o 6 mogłam wyjść z tego szpitala, niemal skakałam do góry. Na spokojnie wróciłam do domu, po drodze kupując świeże bułeczki na śniadanie dla mojego faceta. Byłam przekonana, że już nie śpi, jednak przeliczyłam się, chrapał w najlepsze. Postanowiłam, że najpierw zrobię śniadanie, a dopiero później Go obudzę. Miał jeszcze dwie godziny do stawienia się u Olka, więc nie musiałam Go ponaglać. Kiedy wszystko naszykowałam, z tacą pełną pysznego jedzenia udałam się do sypialni. Wszystko postawiłam na szafce nocnej, a sama delikatnie pocałowałam Wojtka.
- Dzień dobry kochanie – powiedziałam cichutko.
- Oooo, już wróciłaś -  odpowiedział i zaczął mnie namiętnie całować i wciągać pod kołdrę.
- Nieeee – zaprotestowałam stanowczo – niedługo musisz jechać, a jeszcze śniadanie, które Ci naszykowałam. A ja jestem padnięta i jedyne o czym marzę to prysznic i sen, a nie Ty kochanie, przykro mi – uśmiechnęłam się, odrywając się od Jego ust.
- Ej, no, misiaczku – popatrzył na mnie błagalnie, ale ja byłam nieugięta – Ale czekaj, powiedziałaś, że naszykowałaś mi śniadanko, tak? – tylko kiwnęłam głową – Wiesz, że Cię uwielbiam – stwierdził i zaczął pałaszować posiłek, który mu zrobiłam, nie zwracając większej uwagi na mnie. W czasie, gdy Wojtek jadł, ja poszłam się wykąpać i zaraz po tym wskoczyłam do mięciutkiej pościeli, oddając się w objęcia Morfeusza.

Przebudziłam się zdumiewająco wyspana i wypoczęta. W mieszkaniu panowała względna cisza, co mnie odrobinę zaniepokoiło, więc wstałam z łóżka i poszłam zobaczyć, gdzie jest Wojtek. To, co zobaczyłam bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.
- Wojutś, kochanie, co robisz w kuchni? – zapytałam, widząc Go stojącego i bardzo skupionego w kuchni.
- Już wstałaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie i pocałował mnie – Bo widzisz, Ty byłaś taka zmęczona po dyżurze, a musimy zabrać coś do Mariusza, więc postanowiłem zrobić sernik – tłumaczył się.
- Wiesz, że jesteś najlepszy. Nie wiedziałam, że potrafisz piec ciasta – spojrzałam na Niego bardzo zdziwiona.
- Bo właściwie, nigdy tego nie robiłem – w tym momencie musiałam wyglądać na przerażoną, bo Wojtek szybko dodał: Ale zadzwoniłem do mamy i Ona wszystko mi mówiła, co po kolei dodawać i chyba wyszło.
- No, mam taką nadzieję, ale jak okaże się jadalne, to od tej pory Ty gotujesz – zaśmiałam się z Niego – A tak właściwie, na którą mamy iść do Wlazłych?
- Na treningu Mariusz mówił, że na 18 – powiedział, wracając do robienia polewy do sernika.
- Osz cholera, to ja mam tylko godzinę, a wyglądam strasznie! – krzyknęłam i szybko pobiegłam do łazienki. Po 40 minutach byłam gotowa. Założyłam czarną, klasyczną koszulę, niebieskie rurki, a do tego moje ukochane szpilki. Efekt może nie był powalający, ale ja byłam zadowolona, a najważniejsze – czułam się komfortowo. Zabrałam ciasto i mały prezent dla Arka, po czym ruszyliśmy na drugi koniec Bełchatowa. Wzięliśmy samochód, bo Wojtek stwierdził, że On nie będzie dzisiaj pił i nie będziemy się zwalać Mariuszowi i Paulinie na noc. Znalezienie odpowiedniego adresu okazało się dla nas nie lada wyzwaniem, jednak po 20 minutach staliśmy przed bramą domu Wlazłych. Kiedy zadzwoniliśmy dzwonkiem, drzwi szybko się otworzyły i Mariusz wpuścił nas do środka.
- Miło Was widzieć, wchodźcie – przywitał się z Nami gospodarz.
- Cześć, miło Was poznać, Paulina – przedstawiła się żona atakującego.
- To Nam jest strasznie miło. Mam nadzieję, że teraz będziemy miały więcej okazji do spotkań, bo szczerze Ci powiem, że czasami brakuje mi tutaj przyjaciółki – stwierdziłam szczerze, gdy chłopaki poszli wybrać muzykę.
- Doskonale Cię rozumiem, początki zawsze są trudne, jeszcze Wy macie trudniej, bo Ty jesteś lekarzem, pracujesz w szpitalu i w klubie, naprawdę podziwiam Cię – powiedziała i ciepło się do mnie uśmiechnęła.
- Wiesz, chyba nie chciałabym zrezygnować ze szpitala, za dużo pracowałam na to by być w tym miejscu. Dlatego muszę to wszystko jakoś pogodzić.
- Jesteś jeszcze młoda, pełna energii, dasz radę – pokrzepiająco poklepała mnie po plecach.
- Młoda to byłam przed studiami, teraz już nie za bardzo – zaśmiałam się.
- To, co ja mam powiedzieć – Paulina podłapała mój wyśmienity humor – Nie chcę Cię martwić, ale chyba szykuje Nam się damski wieczór, gdyż Arek ma nowy samochodzik zdalnie sterowany, którym obecnie zajmują się Nasi faceci – wskazała palcem na salon, w którym jak małe dzieci bawili się Nasi ukochani.
- No cóż, takie życie. A właśnie, gdzie jest Twój synek, koniecznie muszę Go poznać!
- Pewnie jest u siebie, na górze, możesz iść, a ja w tym czasie podam kolacje, bo zaraz się po przypala, czuj się jak u siebie! – krzyknęła już prawie z kuchni – A i Arek jest trochę nieśmiały, ale jak się do kogoś przyzwyczai to potem nie odstępuje Go na krok.
- Okej, to ja niedługo wrócę – powiedziałam i skierowałam się schodami na górę. Dom Wlazłych był naprawdę imponujący, dużo otwartych przestrzeni i wystrój wnętrza, w którym widać było ingerencję Pauliny, nadawały mu klimat. W każdym kącie czuło się tą pełną ciepła atmosferę, którą umacniały zdjęcia, wiszące niemal wszędzie. Nie trudno było trafić do pokoju małego. Delikatnie zapukałam do drzwi i z odrobiną niepewności weszłam do środka. Arek akurat bawił się autkami.
- Cześć – powiedziałam do chłopca.
- Dzień dobry – grzecznie się przywitał – Kim pani jest?
- Jestem Ania, a Ty jak masz na imię?
- Arek – powiedział niepewnie.
- Mogę się z Tobą chwilę pobawić? – zapytałam i dodałam – Jestem koleżanką Twojej mamusi i tatusia – Dodałam ciepło, starając się nawiązać kontakt z Arkiem.
- A będzie pani chodzić z nami na mecze? – zapytał.
- Na pewno będziemy się tam spotykać, bo pracuję z Twoim tatusiem i innymi siatkarzami – wytłumaczyłam Mu – A Ty lubisz siatkówkę?
- Ja będę kiedyś siatkarzem, tak jak tatuś – powiedział entuzjastycznie – A mogę do pani mówić ciociu?
- Pewnie, że tak! – ucieszyłam się, że tak szybko udało mi się nawiązać nić porozumienia z Arkiem – to jak bawimy się najpierw czy idziemy zjeść kolację? Bo wiesz, powiem Ci w sekrecie, że jestem strasznie głodna – ostatnie zdanie powiedziałam szeptem, a mały zaczął się głośno śmiać.
- To chodźmy ciociu – złapał mnie swoją malutką rączką i zaprowadził na dół – Mamo, możemy jeść, bo ciocia Ania jest głodna? – zapytał się Pauliny.
- No proszę, chwilkę Was samych zostawić i już ciocia – uśmiechnęła się do mnie i zwróciła się do syna – Idź wołaj tatę i Wojtka do jadalni i możemy jeść – mały od razu pobiegł i przyciągnął Mariusza za rękę, a po chwili, gdy siadaliśmy do stołu przydreptał do mnie i zapytał czy może usiąść u mnie na kolanach. Bez wahania się zgodziłam. I takim to sposobem spędziłam cały wieczór z Arkiem, który okazał się świetnym dzieckiem.

- Pasuje Ci dziecko, wiesz? Masz świetne podejście do takich małych istotek – powiedziała Paulina, kiedy mały Wlazły usnął mi na rękach, a my szłyśmy na górę zanieść Go do łóżeczka.
- Zawsze chciałam mieć trójkę, ale na to jeszcze przyjdzie czas – odpowiedziałam Paulinie.
- Tylko, pamiętaj nie czekaj do ostatniej chwili, bo kariera, karierą, ale macierzyństwo sprawia naprawdę dużo radości – powiedziała, a ja cały czas do końca wieczoru miałam jej słowa w głowie. Nie wypiłam za dużo, trochę wina z Paulą i to wszystko. Wprawiła mnie tym jednym zdaniem w konsternację. Podczas podróży do domu nie odezwałam się słowem do Wojtka, On też siedział cicho, jakby rozumiał, co czuję. A co czułam? Trudno to określić, ale narastała we mnie potrzeba zostania matką, opiekowania się kimś. Dziwne. Nigdy tak nie miałam. Koniecznie muszę, o tym z Wojtkiem porozmawiać. Widziałam, że i on chętnie bawił się z Arkiem, sprawiało Mu to radość. Dalej nic nie mówiąc weszliśmy do mieszkania. Zrobiłam dwie herbaty i usiadłam w salonie pod kocem. Mimo, że było już późno, chciałam porozmawiać z nim jeszcze dzisiaj.

- Wojtuś? – zaczęłam bardzo niepewnie.
- Tak kochanie? – usiadł blisko mnie i otoczył mnie swoim ramieniem – Co się dzieje?
- Kocham Cię – wyznałam Mu.
- Ja Ciebie bardzo mocno kocham. Jakaś nieswoja byłaś pod koniec wieczoru i w samochodzie – stwierdził.
- Bo myślałam nad tym, co powiedziała mi Paulina… - przerwałam i mocniej wtuliłam się w Wojtka.
- Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć – powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- Rozmawiałyśmy o macierzyństwie – zaczęłam i niepewnie spojrzałam na Wojtka, chcąc wyczytać jakąś reakcję z Jego twarzy, która wyrażała zamyślenie – I ja wiem, że kariera, że dopiero co rozpoczęta praca w klubie, Twoje granie, mecze, wyjazdy, szybki tryb życia, ale chyba chciałabym zostać mamą. Ale chcę znać Twoje zdanie na temat dziecka – powiedziałam bardzo poważnie.
- Odpowiem Ci szczerze. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym… Jak patrzyłem na Mariusza, który bawił się z Arkiem, to też pomyślałem, że może kiedyś chciałbym mieć taka małą istotkę w domu. Ale zrozum mnie, chciałbym to przemyśleć, poukładać wszystko w głowie. Wolałbym taką rozmowę o dziecku przełożyć, bo wydaje mi się że nie jestem gotowy.. – zrozumiałam, to co powiedział, chyba wszystko dzieje się za szybko, nie mogę wymagać od faceta deklaracji na całe życie, takich zobowiązań, jeszcze nie teraz.

- Rozumiem – wyszeptałam i złożyłam pocałunek na jego ustach – Chodźmy już spać – wstałam i pociągnęłam Go w stronę sypialni. Byłam strasznie zmęczona, jednak sen nie chciał przyjść, cały czas w głowie kłębiło mi się milion myśli. Spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki wskazywały 3:08. Po cichu wstałam, tak żeby nie obudzić Wojtka i siadając na parapecie w kuchni wybrałam numer Michała…

______________

Wreszcie jest! Długo zastanawiałam się czy jeszcze kontynuować to opowiadanie. Kiedy miałam więcej wolnego czasu to nic nie napisałam, lecz kiedy wróciłam do szkoły "wena" czy raczej coś w rodzaju "pomysłów" powróciło. Także enjoy!

Natalko, to własnie ta mała niespodziewanka dla Ciebie! :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz