Wojtek. Tak, to on się przysiadł.
Kiedy mój humor się polepszył, to musiał przyjść ten, przez którego złapała
mnie chandra.
- Aniu, ja Cię przepraszam.. –
zaczął, ale nie dałam mu skończyć zdania.
- Nie Wojtek, nie mam zamiaru się
więcej dzisiaj denerwować. Daj mi spokój – powiedziałam stanowczo – Ostatnio
się na mnie wyżywasz, a potem przepraszasz i obiecujesz, że już nie będziesz, a
co znowu zrobiłeś dzisiaj?
- Ale to nie tak – oburzył się
lekko.
- Ja Ci dobrze radzę, żebyś sobie
wszystko przemyślał – w moim mniemaniu, po wypowiedzeniu tego zdania
zakończyłam rozmowę z Wojtkiem, jednak On dalej siedział obok mnie. Po około 10
minutach przyszedł Igła.
- Cześć gołąbeczki. Wojtek idzie
z Nami? – zapytał.
- Nie – odpowiedziałam znacząco
patrząc na przyjmującego – Wojtek nie idzie z Nami. Chodźmy – dodałam i ruszyłam
z Krzysiem do Jego samochodu – To gdzie jedziemy? – zapytałam, kiedy Krzysiek
uruchamiał auto.
- Zależy na co masz ochotę? –
poruszył znacząco brwiami – Nie no żartuję, może najpierw pojedziemy coś zjeść,
bo umieram z głodu, a potem zapraszam Cię na imprezę, zobaczysz jak bawi się
Resovia po wygranym meczu - powiedział,
a ja tylko pokiwałam głową – Ej, ej, jak nie masz ochoty na imprezę, to mogę
Cię odwieść do hotelu – dodał, widząc mój nie najlepszy humor.
- Nie, wiesz, nawet dobrze się
składa. Czuję, że muszę się dzisiaj koniecznie napić – powiedziałam i posłałam
mu uśmiech.
- Ale wszystko w porządku? –
zapytał, chyba z grzeczności.
- Tak, w jak najlepszym, jedźmy
szybciej na ten obiad, bo ja też strasznie zgłodniałam – powiedziałam z
przesadzonym entuzjazmem, ale Krzysiek chyba tego nie wyłapał. Wyłączyłam
telefon i miałam się zamiar świetnie bawić i zapomnieć o wszystkich problemach.
Kiedy zjedliśmy obiad, ja zorientowałam się, że mam na sobie dres klubowy.
Miałam dwa wyjścia, bo nie mogłam iść w nim do klubu, albo wrócić do hotelu
albo iść na zakupy.
- Krzysiu, moglibyśmy skoczyć na
szybkie zakupy, bo muszę się przebrać, a nie chcę wracać teraz do hotelu? –
zapytałam, robiąc maślane oczy do libero.
- Dobrze, dobrze, ale potem
jeszcze podjedziemy do mnie do mieszkania – powiedział. Mimo, że Igła był ode
mnie straszy ponad 10 lat, nie odczuwałam tego. Był naprawdę świetnym facetem.
Tylko ciekawe co z tą jego żoną.. Nie daje mi to spokoju, ale skoro mamy do
niego jechać to pewnie ją poznam. W niecałą godzinę udało mi się kupić
wszystkie potrzebne rzeczy, żeby zrobić się na bóstwo. Kiedy przyjechaliśmy do
mieszkania Krzysia, to o dziwo było ono zupełnie puste. Zajęłam pierwsza
łazienkę, a Igła poszedł robić kawę. Nawet tam nie zauważyłam, żadnych
drobiazgów należących do kobiety. Po ogarnięciu się, wyszłam z pomieszczenia i
udałam się w stronę pięknego zapachu kawy.
- Wow, ślicznie wyglądasz –
powiedział, kiedy mnie zobaczył – No to już wiem kto Resoviakom zawróci dziś w
głowie – dodał, podając mi kubek z kawą.
- Dziękuję, że mnie zabierasz,
czuję, że tego mi dzisiaj trzeba – imprezy. A tak właściwie to chyba jestem Ci
winna wyjaśnienia – powiedziałam i na chwilę zawiesiłam głos.
- Wiesz, jak nie chcesz to nie
musisz nic mówić. Z tego co znam Wojtka, w sumie ze zgrupowań szerokiej kadry,
to jest uparty – powiedział, a po chwili zastanowienia dodał – Każdy ma
problemy, ja także, moje życie nie jest idealne, tak jakby mogłoby się to
wydawać wielu ludziom, ale zresztą nieważne, ty chciałaś mówić.
- Co tu mówić, mam go po prostu
dosyć. Jest zazdrosny i nie chcę go na razie widzieć – powiedziałam i tym samym
zakończyłam temat.
- Dooobra, to ty tu sobie
posiedź, a ja się szybko ogarnę i idziemy „densić” – stwierdził i zniknął w
łazience.
Po 20 minutach siedzieliśmy już w taksówce, która wiozła nas do
jednego z rzeszowskich klubów, który został specjalnie wynajęty przez rzeszowski zespół. Trochę się obawiałam
tego wieczoru, gdyż nie znałam nikogo, oprócz Krzyśka, no i sztabu, z którym
witałam się podczas meczu. Jednak Igła zapewnił mnie, że na pewno mnie polubią
i będziemy się świetnie bawić. Kiedy wchodziliśmy do środka wszyscy już byli i
ich oczy zwróciły się w naszym kierunku. Igła chyba zauważył, że mocno się
speszyłam, bo zaraz głośno do wszystkich powiedział, a właściwie wykrzyczał:
- Proszę państwa! Prostu z obozu
wroga – przepiękna pani doktor, którą powitajmy brawami – myślałam, że zapadnę
się pod ziemię, ale ku mojemu zdziwieniu, po kolei zaczęli podchodzić do mnie
gracze i przedstawiać mi się. Okazało się że nie tylko w Bełchatowie siatkarze
umieją się dobrze bawić. Niebywale szybko mnie zaakceptowali i już po niecałej
godzinie świetnie czułam się w ich towarzystwie. Kolejne drinki i „dzikie”
tańce spowodowały zapomnienie o wszystkich przykrościach, które mnie spotkały.
Kiedy podchodziłam do baru po kolejny wysokoprocentowy napój przy moim boku
zjawił się jeden z siatkarzy.
- Wiesz, wydaje mi się, że skądś
Cię kojarzę – powiedział po chwili namysłu.
- Pewnie z meczu –odpowiedziałam
obojętnie i za jednym zamachem wypiłam kolorowego drinka.
- Jeszcze jednego poproszę! –
krzyknęłam w stronę barmana.
- Nie to na pewno nie z meczu.
Słuchaj, a od zawsze mieszkałaś w Bełchatowie? – zapytał.
- Nie, pochodzę z Żyrardowa –
odpowiedziałam szybko i ruszyłam w stronę parkietu, gdyż nudziła mnie trochę ta
rozmowa. Jednym z najbardziej zabawowych siatkarzy w gronie Rzeszowian, oprócz
Ignaczaka, był Bartman, przez wszystkich uważany za takiego trochę „gwiazdora”.
Na początku imprezy trzymałam się od niego z daleka, jednak jego wspaniałe
poczucie rytmu i fakt, że byłam jedną z niewielu kobiet na Sali sprawiły, że
zaczęliśmy razem tańczyć.
- Czy mogę prosić piękną panią do
tańca? – zapytał, uśmiechając się.
- Czemu nie? – odpowiedziałam
pytaniem na pytanie. Taniec z Bartmanem był bardzo charakterystyczny. Gdyby nie
procenty szalejące w mojej krwi nie odważyłabym się na coś takiego. Ocierające
się o siebie ciała, ręce błądzące w nie tylko w miejscach niebudzących
kontrowersji. Przez chwilę przemknął mi przez myśl Wojtek. Ale szybko
wypleniłam go z mojej głowy. Nie ma go tu, gdyby mu zależało, zrobiłby
wszystko, żeby mnie znaleźć. Po kilku szybszych piosenkach przyszedł czas na
coś wolniejszego, jednak wtedy w swoje ramiona porwał mnie Ignaczak.
- Co ty wyrabiasz, Aniu? –
zapytał poważnym tonem.
- Ja? – spytałam niewinna.
- Podobno jesteś z Wojtkiem, a
Bartman niemalże rozbiera Cię wzrokiem. Uważaj na niego.
- Podobno tak, ale nie ma Go tutaj,
gdyby mu zależało to by był – powiedziałam po czym dodałam – A Bartman jest
całkiem, całkiem – poruszyłam charakterystycznie brwiami.
- A nie chcesz już jechać do
hotelu? – zapytał.
- A co ty taki opiekuńczy, co?
Zabaw się i Ty. Sam mówiłeś o problemach, zapomnij o nich, żyj chwilą –
powiedziałam, po czym pozwoliłam porwać się w wir tańca Bartmanowi, który
zjawił się przy moim boku. Widziałam tylko jak Krzysiek kiwa głową, że mu się
to nie podoba. Po kolejnych kilku drinkach, Bartman wyszeptał mi na ucho:
- Chodźmy do mnie.
- Właściwie co mi szkodzi, tylko
powiem Ignaczakowi, że idę z Tobą – odpowiedziałam siatkarzowi i czym prędzej
znalazłam Krzysia…
Tylko żeby Anka się z nim nie przespała, bo to i tak wyjdzie na jaw prędzej czy później, a wtedy nie będzie ciekawie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
Błagam, niech ona nie zdradza Wojtka z Bartmanem ;) rozdział superaśny! :D czekam na kolejny! ;D Całuski ;*
OdpowiedzUsuńŻeby tylko nie popełniła jakiegoś glupstwa bo będzie tego później żałować. Swoją drogą przegina...zabawa zabawą ale są pewne granice:-/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com