poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 18.

Wojtek. Tak, to on się przysiadł. Kiedy mój humor się polepszył, to musiał przyjść ten, przez którego złapała mnie chandra.

- Aniu, ja Cię przepraszam.. – zaczął, ale nie dałam mu skończyć zdania.
- Nie Wojtek, nie mam zamiaru się więcej dzisiaj denerwować. Daj mi spokój – powiedziałam stanowczo – Ostatnio się na mnie wyżywasz, a potem przepraszasz i obiecujesz, że już nie będziesz, a co znowu zrobiłeś dzisiaj?
- Ale to nie tak – oburzył się lekko.
- Ja Ci dobrze radzę, żebyś sobie wszystko przemyślał – w moim mniemaniu, po wypowiedzeniu tego zdania zakończyłam rozmowę z Wojtkiem, jednak On dalej siedział obok mnie. Po około 10 minutach przyszedł Igła.
- Cześć gołąbeczki. Wojtek idzie z Nami? – zapytał.
- Nie – odpowiedziałam znacząco patrząc na przyjmującego – Wojtek nie idzie z Nami. Chodźmy – dodałam i ruszyłam z Krzysiem do Jego samochodu – To gdzie jedziemy? – zapytałam, kiedy Krzysiek uruchamiał auto.
- Zależy na co masz ochotę? – poruszył znacząco brwiami – Nie no żartuję, może najpierw pojedziemy coś zjeść, bo umieram z głodu, a potem zapraszam Cię na imprezę, zobaczysz jak bawi się Resovia po wygranym meczu  - powiedział, a ja tylko pokiwałam głową – Ej, ej, jak nie masz ochoty na imprezę, to mogę Cię odwieść do hotelu – dodał, widząc mój nie najlepszy humor.
- Nie, wiesz, nawet dobrze się składa. Czuję, że muszę się dzisiaj koniecznie napić – powiedziałam i posłałam mu uśmiech.
- Ale wszystko w porządku? – zapytał, chyba z grzeczności.
- Tak, w jak najlepszym, jedźmy szybciej na ten obiad, bo ja też strasznie zgłodniałam – powiedziałam z przesadzonym entuzjazmem, ale Krzysiek chyba tego nie wyłapał. Wyłączyłam telefon i miałam się zamiar świetnie bawić i zapomnieć o wszystkich problemach. Kiedy zjedliśmy obiad, ja zorientowałam się, że mam na sobie dres klubowy. Miałam dwa wyjścia, bo nie mogłam iść w nim do klubu, albo wrócić do hotelu albo iść na zakupy.

- Krzysiu, moglibyśmy skoczyć na szybkie zakupy, bo muszę się przebrać, a nie chcę wracać teraz do hotelu? – zapytałam, robiąc maślane oczy do libero.
- Dobrze, dobrze, ale potem jeszcze podjedziemy do mnie do mieszkania – powiedział. Mimo, że Igła był ode mnie straszy ponad 10 lat, nie odczuwałam tego. Był naprawdę świetnym facetem. Tylko ciekawe co z tą jego żoną.. Nie daje mi to spokoju, ale skoro mamy do niego jechać to pewnie ją poznam. W niecałą godzinę udało mi się kupić wszystkie potrzebne rzeczy, żeby zrobić się na bóstwo. Kiedy przyjechaliśmy do mieszkania Krzysia, to o dziwo było ono zupełnie puste. Zajęłam pierwsza łazienkę, a Igła poszedł robić kawę. Nawet tam nie zauważyłam, żadnych drobiazgów należących do kobiety. Po ogarnięciu się, wyszłam z pomieszczenia i udałam się w stronę pięknego zapachu kawy.

- Wow, ślicznie wyglądasz – powiedział, kiedy mnie zobaczył – No to już wiem kto Resoviakom zawróci dziś w głowie – dodał, podając mi kubek z kawą.
- Dziękuję, że mnie zabierasz, czuję, że tego mi dzisiaj trzeba – imprezy. A tak właściwie to chyba jestem Ci winna wyjaśnienia – powiedziałam i na chwilę zawiesiłam głos.
- Wiesz, jak nie chcesz to nie musisz nic mówić. Z tego co znam Wojtka, w sumie ze zgrupowań szerokiej kadry, to jest uparty – powiedział, a po chwili zastanowienia dodał – Każdy ma problemy, ja także, moje życie nie jest idealne, tak jakby mogłoby się to wydawać wielu ludziom, ale zresztą nieważne, ty chciałaś mówić.
- Co tu mówić, mam go po prostu dosyć. Jest zazdrosny i nie chcę go na razie widzieć – powiedziałam i tym samym zakończyłam temat.
- Dooobra, to ty tu sobie posiedź, a ja się szybko ogarnę i idziemy „densić” – stwierdził i zniknął w łazience.
Po 20 minutach siedzieliśmy już w taksówce, która wiozła nas do jednego z rzeszowskich klubów, który został specjalnie wynajęty  przez rzeszowski zespół. Trochę się obawiałam tego wieczoru, gdyż nie znałam nikogo, oprócz Krzyśka, no i sztabu, z którym witałam się podczas meczu. Jednak Igła zapewnił mnie, że na pewno mnie polubią i będziemy się świetnie bawić. Kiedy wchodziliśmy do środka wszyscy już byli i ich oczy zwróciły się w naszym kierunku. Igła chyba zauważył, że mocno się speszyłam, bo zaraz głośno do wszystkich powiedział, a właściwie wykrzyczał:

- Proszę państwa! Prostu z obozu wroga – przepiękna pani doktor, którą powitajmy brawami – myślałam, że zapadnę się pod ziemię, ale ku mojemu zdziwieniu, po kolei zaczęli podchodzić do mnie gracze i przedstawiać mi się. Okazało się że nie tylko w Bełchatowie siatkarze umieją się dobrze bawić. Niebywale szybko mnie zaakceptowali i już po niecałej godzinie świetnie czułam się w ich towarzystwie. Kolejne drinki i „dzikie” tańce spowodowały zapomnienie o wszystkich przykrościach, które mnie spotkały. Kiedy podchodziłam do baru po kolejny wysokoprocentowy napój przy moim boku zjawił się jeden z siatkarzy.

- Wiesz, wydaje mi się, że skądś Cię kojarzę – powiedział po chwili namysłu.
- Pewnie z meczu –odpowiedziałam obojętnie i za jednym zamachem wypiłam kolorowego drinka.
- Jeszcze jednego poproszę! – krzyknęłam w stronę barmana.
- Nie to na pewno nie z meczu. Słuchaj, a od zawsze mieszkałaś w Bełchatowie? – zapytał.
- Nie, pochodzę z Żyrardowa – odpowiedziałam szybko i ruszyłam w stronę parkietu, gdyż nudziła mnie trochę ta rozmowa. Jednym z najbardziej zabawowych siatkarzy w gronie Rzeszowian, oprócz Ignaczaka, był Bartman, przez wszystkich uważany za takiego trochę „gwiazdora”. Na początku imprezy trzymałam się od niego z daleka, jednak jego wspaniałe poczucie rytmu i fakt, że byłam jedną z niewielu kobiet na Sali sprawiły, że zaczęliśmy razem tańczyć.

- Czy mogę prosić piękną panią do tańca? – zapytał, uśmiechając się.
- Czemu nie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Taniec z Bartmanem był bardzo charakterystyczny. Gdyby nie procenty szalejące w mojej krwi nie odważyłabym się na coś takiego. Ocierające się o siebie ciała, ręce błądzące w nie tylko w miejscach niebudzących kontrowersji. Przez chwilę przemknął mi przez myśl Wojtek. Ale szybko wypleniłam go z mojej głowy. Nie ma go tu, gdyby mu zależało, zrobiłby wszystko, żeby mnie znaleźć. Po kilku szybszych piosenkach przyszedł czas na coś wolniejszego, jednak wtedy w swoje ramiona porwał mnie Ignaczak.

- Co ty wyrabiasz, Aniu? – zapytał poważnym tonem.
- Ja? – spytałam niewinna.
- Podobno jesteś z Wojtkiem, a Bartman niemalże rozbiera Cię wzrokiem. Uważaj na niego.
- Podobno tak, ale nie ma Go tutaj, gdyby mu zależało to by był – powiedziałam po czym dodałam – A Bartman jest całkiem, całkiem – poruszyłam charakterystycznie brwiami.
- A nie chcesz już jechać do hotelu? – zapytał.
- A co ty taki opiekuńczy, co? Zabaw się i Ty. Sam mówiłeś o problemach, zapomnij o nich, żyj chwilą – powiedziałam, po czym pozwoliłam porwać się w wir tańca Bartmanowi, który zjawił się przy moim boku. Widziałam tylko jak Krzysiek kiwa głową, że mu się to nie podoba. Po kolejnych kilku drinkach, Bartman wyszeptał mi na ucho:
- Chodźmy do mnie.

- Właściwie co mi szkodzi, tylko powiem Ignaczakowi, że idę z Tobą – odpowiedziałam siatkarzowi i czym prędzej znalazłam Krzysia…

3 komentarze:

  1. Tylko żeby Anka się z nim nie przespała, bo to i tak wyjdzie na jaw prędzej czy później, a wtedy nie będzie ciekawie;)
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam, niech ona nie zdradza Wojtka z Bartmanem ;) rozdział superaśny! :D czekam na kolejny! ;D Całuski ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby tylko nie popełniła jakiegoś glupstwa bo będzie tego później żałować. Swoją drogą przegina...zabawa zabawą ale są pewne granice:-/

    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń