poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 18.

Wojtek. Tak, to on się przysiadł. Kiedy mój humor się polepszył, to musiał przyjść ten, przez którego złapała mnie chandra.

- Aniu, ja Cię przepraszam.. – zaczął, ale nie dałam mu skończyć zdania.
- Nie Wojtek, nie mam zamiaru się więcej dzisiaj denerwować. Daj mi spokój – powiedziałam stanowczo – Ostatnio się na mnie wyżywasz, a potem przepraszasz i obiecujesz, że już nie będziesz, a co znowu zrobiłeś dzisiaj?
- Ale to nie tak – oburzył się lekko.
- Ja Ci dobrze radzę, żebyś sobie wszystko przemyślał – w moim mniemaniu, po wypowiedzeniu tego zdania zakończyłam rozmowę z Wojtkiem, jednak On dalej siedział obok mnie. Po około 10 minutach przyszedł Igła.
- Cześć gołąbeczki. Wojtek idzie z Nami? – zapytał.
- Nie – odpowiedziałam znacząco patrząc na przyjmującego – Wojtek nie idzie z Nami. Chodźmy – dodałam i ruszyłam z Krzysiem do Jego samochodu – To gdzie jedziemy? – zapytałam, kiedy Krzysiek uruchamiał auto.
- Zależy na co masz ochotę? – poruszył znacząco brwiami – Nie no żartuję, może najpierw pojedziemy coś zjeść, bo umieram z głodu, a potem zapraszam Cię na imprezę, zobaczysz jak bawi się Resovia po wygranym meczu  - powiedział, a ja tylko pokiwałam głową – Ej, ej, jak nie masz ochoty na imprezę, to mogę Cię odwieść do hotelu – dodał, widząc mój nie najlepszy humor.
- Nie, wiesz, nawet dobrze się składa. Czuję, że muszę się dzisiaj koniecznie napić – powiedziałam i posłałam mu uśmiech.
- Ale wszystko w porządku? – zapytał, chyba z grzeczności.
- Tak, w jak najlepszym, jedźmy szybciej na ten obiad, bo ja też strasznie zgłodniałam – powiedziałam z przesadzonym entuzjazmem, ale Krzysiek chyba tego nie wyłapał. Wyłączyłam telefon i miałam się zamiar świetnie bawić i zapomnieć o wszystkich problemach. Kiedy zjedliśmy obiad, ja zorientowałam się, że mam na sobie dres klubowy. Miałam dwa wyjścia, bo nie mogłam iść w nim do klubu, albo wrócić do hotelu albo iść na zakupy.

- Krzysiu, moglibyśmy skoczyć na szybkie zakupy, bo muszę się przebrać, a nie chcę wracać teraz do hotelu? – zapytałam, robiąc maślane oczy do libero.
- Dobrze, dobrze, ale potem jeszcze podjedziemy do mnie do mieszkania – powiedział. Mimo, że Igła był ode mnie straszy ponad 10 lat, nie odczuwałam tego. Był naprawdę świetnym facetem. Tylko ciekawe co z tą jego żoną.. Nie daje mi to spokoju, ale skoro mamy do niego jechać to pewnie ją poznam. W niecałą godzinę udało mi się kupić wszystkie potrzebne rzeczy, żeby zrobić się na bóstwo. Kiedy przyjechaliśmy do mieszkania Krzysia, to o dziwo było ono zupełnie puste. Zajęłam pierwsza łazienkę, a Igła poszedł robić kawę. Nawet tam nie zauważyłam, żadnych drobiazgów należących do kobiety. Po ogarnięciu się, wyszłam z pomieszczenia i udałam się w stronę pięknego zapachu kawy.

- Wow, ślicznie wyglądasz – powiedział, kiedy mnie zobaczył – No to już wiem kto Resoviakom zawróci dziś w głowie – dodał, podając mi kubek z kawą.
- Dziękuję, że mnie zabierasz, czuję, że tego mi dzisiaj trzeba – imprezy. A tak właściwie to chyba jestem Ci winna wyjaśnienia – powiedziałam i na chwilę zawiesiłam głos.
- Wiesz, jak nie chcesz to nie musisz nic mówić. Z tego co znam Wojtka, w sumie ze zgrupowań szerokiej kadry, to jest uparty – powiedział, a po chwili zastanowienia dodał – Każdy ma problemy, ja także, moje życie nie jest idealne, tak jakby mogłoby się to wydawać wielu ludziom, ale zresztą nieważne, ty chciałaś mówić.
- Co tu mówić, mam go po prostu dosyć. Jest zazdrosny i nie chcę go na razie widzieć – powiedziałam i tym samym zakończyłam temat.
- Dooobra, to ty tu sobie posiedź, a ja się szybko ogarnę i idziemy „densić” – stwierdził i zniknął w łazience.
Po 20 minutach siedzieliśmy już w taksówce, która wiozła nas do jednego z rzeszowskich klubów, który został specjalnie wynajęty  przez rzeszowski zespół. Trochę się obawiałam tego wieczoru, gdyż nie znałam nikogo, oprócz Krzyśka, no i sztabu, z którym witałam się podczas meczu. Jednak Igła zapewnił mnie, że na pewno mnie polubią i będziemy się świetnie bawić. Kiedy wchodziliśmy do środka wszyscy już byli i ich oczy zwróciły się w naszym kierunku. Igła chyba zauważył, że mocno się speszyłam, bo zaraz głośno do wszystkich powiedział, a właściwie wykrzyczał:

- Proszę państwa! Prostu z obozu wroga – przepiękna pani doktor, którą powitajmy brawami – myślałam, że zapadnę się pod ziemię, ale ku mojemu zdziwieniu, po kolei zaczęli podchodzić do mnie gracze i przedstawiać mi się. Okazało się że nie tylko w Bełchatowie siatkarze umieją się dobrze bawić. Niebywale szybko mnie zaakceptowali i już po niecałej godzinie świetnie czułam się w ich towarzystwie. Kolejne drinki i „dzikie” tańce spowodowały zapomnienie o wszystkich przykrościach, które mnie spotkały. Kiedy podchodziłam do baru po kolejny wysokoprocentowy napój przy moim boku zjawił się jeden z siatkarzy.

- Wiesz, wydaje mi się, że skądś Cię kojarzę – powiedział po chwili namysłu.
- Pewnie z meczu –odpowiedziałam obojętnie i za jednym zamachem wypiłam kolorowego drinka.
- Jeszcze jednego poproszę! – krzyknęłam w stronę barmana.
- Nie to na pewno nie z meczu. Słuchaj, a od zawsze mieszkałaś w Bełchatowie? – zapytał.
- Nie, pochodzę z Żyrardowa – odpowiedziałam szybko i ruszyłam w stronę parkietu, gdyż nudziła mnie trochę ta rozmowa. Jednym z najbardziej zabawowych siatkarzy w gronie Rzeszowian, oprócz Ignaczaka, był Bartman, przez wszystkich uważany za takiego trochę „gwiazdora”. Na początku imprezy trzymałam się od niego z daleka, jednak jego wspaniałe poczucie rytmu i fakt, że byłam jedną z niewielu kobiet na Sali sprawiły, że zaczęliśmy razem tańczyć.

- Czy mogę prosić piękną panią do tańca? – zapytał, uśmiechając się.
- Czemu nie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Taniec z Bartmanem był bardzo charakterystyczny. Gdyby nie procenty szalejące w mojej krwi nie odważyłabym się na coś takiego. Ocierające się o siebie ciała, ręce błądzące w nie tylko w miejscach niebudzących kontrowersji. Przez chwilę przemknął mi przez myśl Wojtek. Ale szybko wypleniłam go z mojej głowy. Nie ma go tu, gdyby mu zależało, zrobiłby wszystko, żeby mnie znaleźć. Po kilku szybszych piosenkach przyszedł czas na coś wolniejszego, jednak wtedy w swoje ramiona porwał mnie Ignaczak.

- Co ty wyrabiasz, Aniu? – zapytał poważnym tonem.
- Ja? – spytałam niewinna.
- Podobno jesteś z Wojtkiem, a Bartman niemalże rozbiera Cię wzrokiem. Uważaj na niego.
- Podobno tak, ale nie ma Go tutaj, gdyby mu zależało to by był – powiedziałam po czym dodałam – A Bartman jest całkiem, całkiem – poruszyłam charakterystycznie brwiami.
- A nie chcesz już jechać do hotelu? – zapytał.
- A co ty taki opiekuńczy, co? Zabaw się i Ty. Sam mówiłeś o problemach, zapomnij o nich, żyj chwilą – powiedziałam, po czym pozwoliłam porwać się w wir tańca Bartmanowi, który zjawił się przy moim boku. Widziałam tylko jak Krzysiek kiwa głową, że mu się to nie podoba. Po kolejnych kilku drinkach, Bartman wyszeptał mi na ucho:
- Chodźmy do mnie.

- Właściwie co mi szkodzi, tylko powiem Ignaczakowi, że idę z Tobą – odpowiedziałam siatkarzowi i czym prędzej znalazłam Krzysia…

czwartek, 10 października 2013

Rozdział 17.

Sytuacja zaczęła mocno zastanawiać. Już od samego rana ten człowiek wzbudził u mnie jakąś sympatię, a to jego zmieszanie, gdy chłopaki wspomnieli o żonie… Moje rozmyślania przerwał Wojtek:

- Kochanie – powiedział i namiętnie mnie pocałował – wiesz jak się stęskniłem – dodał po chwili. W tym momencie podszedł do nas Ignaczak.
- Przepraszam, nie chciałem Wam przeszkadzać. Nie wiedziałem młody, że jesteś z Anią – powiedział, podając rękę Wojtkowi.
- A ja nie wiedziałem, że się znacie. Cześć Krzysiu – powiedział do libero i spojrzał pytająco na nas.
- No poznaliśmy się dzisiaj, najpierw rano Ania na mnie wpadła jak sobie biegałem i teraz na hali, ku mojemu zaskoczeniu, także ją spotkałem – nie dał mi dojść do słowa – No a tak właściwie to chciałem wziąć od Ciebie Anka numer, bo się umówiliśmy, ale nie będę miał się z Tobą jak skontaktować – uśmiechnął się do nas.
- No dobrze, dobrze. To daj komórkę to Ci zapiszę – wzięłam od Niego telefon, który trzymał w ręku. Już wiedziałam, że zaraz będę musiała wszystko po kolei opowiedzieć Wojtkowi, bo nie da mi spokoju, ostatnio zrobił się trochę zazdrosny.
- Dobra, to ja spadam na trening, do zobaczenia na meczu – powiedział i pognał w stronę hali.
- Na czym to skończyliśmy, zanim Igła Nam przerwał – powiedziałam i chciałam Go pocałować, jednak On uniemożliwił mi to – O co chodzi? – spytałam zdziwiona.
- Już nie udawaj, że nie wiesz – zaczął mówić do mnie bardzo niemiłym tonem – Romansujesz ze wszystkimi po kolei ostatnio – ciągnął – Mariusz, Karol, Michał, a teraz jeszcze z Ignaczakiem. Jesteśmy razem, tak? To może w końcu przestaniesz się zachowywać jakbyś była singielką? – powiedział o kilka tonów za głośno. A ja nie zamierzałam być bierna mimo, że te słowa bardzo mnie uraziły.
-To już nie mogę poznawać nowych ludzi, ani się do nikogo uśmiechnąć, tak? Jak Ty w ogóle możesz tak o mnie myśleć, co? – tym razem to ja krzyczałam – Nie masz podstaw, żeby mnie oskarżać o takie rzeczy. Z Mariuszem, Karolem, od razu może mam mieć romans z całą drużyną. Albo nie! Najlepiej zamknij mnie w klatce, w domu, to wtedy nie będę już z nikim rozmawiała i może będziesz zadowolony! – powiedziałam i bez słowa pożegnania ruszyłam w kierunku miasta.

 Nasza kolejna kłótnia. Nie podoba mi się to. Cała zdenerwowana szłam uliczkami Rzeszowa, tak naprawdę nie wiedząc dokąd zmierzam. Czy to ma sens, tak szybko rozwinęło się to uczucie między nami, tak szybko ze sobą zamieszkaliśmy. Rodzice mieli rację, ze łatwo nie będzie. Dorosłe życie jest trudne, praca, samodzielne mieszkanie, problemy z facetem… A ja głupia myślałam, że będzie jak w bajce: szczęśliwa rodzina, satysfakcjonująca praca, zero problemów. Jak ja mam być z facetem, który mi nie ufa?? To nie jest możliwe. Czy jestem szczęśliwa? Czy kocham Wojtka? Czy rzeczywiście z nim chciałabym mieć to dziecko? Przez całe popołudnie męczyły mnie takie pytania, na które jeszcze w tym momencie nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. A może potrafiłam, ale bałam się konsekwencji… Przed 15 wróciłam do hotelu, który, co dziwne, odnalazłam bez większych problemów. Dopiero wchodząc spojrzałam na telefon, na którym było bardzo dużo nieodebranych połączeń. Poszłam prosto do mojego pokoju, gdzie szybko się ogarnęłam i już w dresie Skry zeszłam na dół, gdzie mieliśmy zbiórkę. Stanęłam z boku, tak żeby trener mógł mnie zauważyć, ale z daleka od wszystkich innych. Nie miałam ochoty na rozmowy. Do autokaru weszłam ostatnia i zajęłam miejsce przy sztabie na początku pojazdu.

- Wszystko ok? – zapytał nieśmiało Olek.
- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałam tylko i włożyłam słuchawki do uszu.

Nie pytał o nic więcej, zrozumiał. Na hali odbyło się to w sposób w jakim zapamiętałam to, gdy chodziłam na mecze jako kibic. Najpierw w szatni ostatnie słowa trenera, słowa motywujące, przekazujące chłopakom, że jeśli tylko chcą, to mogą wszystko, następnie rozgrzewka na boisku, coraz więcej ludzi na hali, w końcu przywitanie drużyn i punkt docelowy popołudnia – mecz. Po wymianie uścisków rąk ze sztabem Resovii, zajęłam swoje miejsce, które mieściło się na ławce trenerskiej. Marzenia się jednak spełniają – pomyślałam. Mój humor znacznie się poprawił, może przez atmosferę na Podpromiu. Niestety meczu nie udało nam się wygrać, tym razem lepszy okazał się zespół z Rzeszowa. Mimo, że dzielnie walczyli, to ich miny po meczu wyrażały smutek. Szybko poszli do szatni, nie rozdając nawet wielu autografów. Dzisiaj na szczęście obyło się bez większych kontuzji. Winiar narzekał tylko na ból w łydce, ale po jej obejrzeniu stwierdziłam, że to nic poważnego i po masażu powinno mu przejść.

- Aniu, możemy porozmawiać? – zapytał trener.
- Pewnie, to może chodźmy na korytarz, niech oni się na spokojnie ogarną – zaproponowałam – No dobrze, to co się stało? – zapytałam prosto z mostu, kiedy wyszliśmy.
- Martwię się o Ciebie, wszystko jest w porządku? – zapytał – Wydaje mi się, że ostatnio się trochę przemęczasz, wiesz, że jakbyś chciała pogadać, to zawsze możesz do mnie przyjść?
- Miło z Twojej strony, naprawdę. Ale muszę to wszystko sama ogarnąć, poukładać, ale będę pamiętać o Tobie. A właśnie nie będzie problemu, jeśli wyskoczę teraz na trochę? – zapytałam.
- Nie, tylko uważaj na siebie. Czyli nie wracasz z nami do hotelu?
- Nie, ale nie wrócę bardzo późno, przynajmniej tak mi się wydaje – uśmiechnęłam się, po czym zadzwonił mój telefon, więc szybko pożegnałam się z Jackiem i odebrałam.

- Tak?
- No cześć, szybko znikłaś z hali, gdzie jesteś? Za 10 minut przed budynkiem? – Ignaczak zadawał pytania z prędkością światła.
- No właściwie już zmierzam do wyjścia, czyli do zobaczenia? 

- Pa – powiedział i się rozłączył. Wyszłam przed halę i usiadłam na jednej z ławek w oczekiwaniu na Krzysia, gdy przysiadł się do mnie…

_________
;)

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 16.

Wyspana obudziłam się już o szóstej. Zdecydowanie odpoczęłam i byłam gotowa na wielki dzień. Dopiero o 17 gramy na Podpromiu, a ja już odczuwam zdenerwowanie i niepokój. Po cichu wstaję i przebieram się w dres, wszyscy śpią, a ja muszę coś ze sobą zrobić, bo zwariuję w oczekiwaniu na śniadanie, które ma być dopiero o 9. Postanawiam trochę pobiegać, może moja kondycja nie jest za dobra, ale myślę, że z godzinę dam radę. Na dworze jest dosyć chłodno, jednak to mnie nie zniechęciło, szybko wyszłam z hotelu i zaczęłam poranną przebieżkę. Nie znam Rzeszowa, jednak po chwili biegu zauważyłam ogromny park, wręcz idealny dla biegaczy. Zamyślona truchtam cały czas przed siebie, gdy w pewnym momencie ktoś mnie potrąca, a ja przewracam się na betonową ścieżkę.

- Nie możesz uważać jak biegasz! – prawie krzyczę.
- Przepraszam, ale to chyba pani myśli o niebieskich migdałach – powiedział nieznajomy i uśmiechnął się niewinnie. Miałam odejść nie mówiąc słowa, ale nagle zdałam sobie sprawę z tego z kim rozmawiam.
- Ale pan też mógł uważać – nie dawałam za wygraną – no cóż, najważniejsze, że nic nam się nie stało, przyjemnego joggingu i do zobaczenia – powiedziałam i czym prędzej ruszyłam w przeciwnym kierunku.
- Ale, niech pani poczeka… - usłyszałam coraz cichszy głos, jednak nie zatrzymałam się, gdyż miałam 100% pewność, że jeszcze dzisiaj spotkam tego człowieka…

Zmęczona fizycznie, ale wypoczęta psychicznie wróciłam do hotelu, gdzie ku mojemu zdziwieniu wszyscy byli na nogach, weszłam spokojnie do pokoju, a tam połowa siatkarzy i chyba cały sztab.

- Cześć – powiedziałam – A co tu takie zbiegowisko? – zapytałam.
- Jesteś, całe szczęście – powiedział Wojtek i mocno mnie do siebie przytulił – Tak się martwiliśmy – dodał.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? – spytałam coraz bardziej zirytowana sytuacją.
- Obudziłem się, a Ciebie nie było, strasznie się zdenerwowałem, że Ciebie nie ma, myślałem, ze ktoś Cię porwał czy coś  - zrelacjonował Olek.
- Byłam zwyczajnie pobiegać, nie potrzebnie się martwiliście – powiedziałam, patrząc na wszystkich po kolei.
- No dobra, jak zwykle nieporozumienie, jak nie żarty Winiara to głupota Olka, świetnie… -powiedział załamany trener – przepraszam Cię Aniu, naprawdę, jesteś dorosła przecież, możesz wychodzić kiedy chcesz, jeszcze raz przepraszam Cię za to całe zamieszanie – wskazał ręką na wszystkich i skierował się do wyjścia.
- Nie no, Jacek, nie ma sprawy, zdarza się – zaśmiałam się – następnym razem zostawię kartkę. Noooo dobra, a teraz możecie już iść do siebie, dzięki za troskę – wszyscy, mówiąc mi, jak to cieszą się, że nic mi nie jest wyszli z pokoju, oprócz mojego współlokatora i Wojtka, który zajął miejsce w moim łóżeczku. Nie chcąc się kłócić z nim z samego rana, zignorowałam go i poszłam pod prysznic. Później było szybkie śniadanie i poranny trening chłopaków. Nie powiem, wynudziłam się, gdyż na szczęście nikomu nic nie było. Pomogłam Olkowi przykleić parę tejpów i to wszystko. Wiadomo początek sezonu, jeszcze nie ma żadnych kontuzji. Kiedy chłopaki ćwiczyli ustawienia i omawiali jakąś taktykę, ja udałam się w poszukiwaniu automatu z kawą. Połącznie Zawiłych korytarzy na Podpromiu i mojej „świetnej” koordynacji w terenie nie jest niczym dobrym. Chociaż znalazłam to cudowne urządzenie to nie miałam zielonego  pojęcia jak mam wrócić do hali. Usiadłam więc na jednym z plastikowych krzeseł i w spokoju piłam moją espresso. Chwilę później ku mojemu wielkiemu zdziwieniu korytarzem zaczęli przechodzić zawodnicy Resovii. „Nieuniknione nastąpi wcześniej niż myślałam” – pomyślałam, kiedy zobaczyłam Go, idącego w moją stronę.

- O proszę, znowu się spotykamy – powiedział, ładnie się uśmiechając – A co pani tu robi?
- Piję kawę – odpowiedziałam lakonicznie.
- Jestem Krzysztof – powiedział – A pani?
- Ania. Jak pan taki miły, to może pomógłby mi pan? – zapytałam.
- Z przyjemnością. Ale proszę mi mówić po imieniu – i  znowu posłał w moją stronę zniewalający uśmiech.
- A więc Krzysiu, którędy dojdę do hali, bo aż wstyd się przyznać, ale zgubiłam drogę.
- Hala powiadasz – wstał i pociągnął mnie za rękę – To chodźmy. A tak właściwie, to jeszcze raz przepraszam Cię za rano, naprawdę nie chciałem, mam nadzieję, że dobrze się czujesz? – spytał, a ja przytaknęłam – Może będziesz miała ochotę wyskoczyć wieczorem na jakąś kawę, w ramach rekompensaty oczywiście. Tylko wiesz, tak dopiero po meczu. A w ogóle, co ty tutaj robisz? Będziesz na meczu? – zadawał mnóstwo pytań, nie dając mi przy tym dojść do słowa.
- Na meczu będę. Oooo trafiliśmy – ucieszyłam się, kiedy wchodziliśmy do hali – No ja tak jakby tu pracuję, jestem lekarzem Skry – powiedziałam, machając w stronę graczy. Kiedy spojrzałam na Igłę zauważyłam ogromne zmieszanie na jego twarzy.
- Serio? Tak młoda, piękna… - nie zdążył dokończyć, bo podszedł do nas Mariusz i Michał, żeby przywitać się z kolegą.
- Cześć stary, co Ty nam Ankę podrywasz, co? Jak tam u Ciebie? – zapytał Wlazły, ściskając przy tym Krzysia.
- Ja, podrywam? – dobry humor już wrócił mojemu wybawcy – Ja tylko pomagałem pięknej pani, gdyż zgubiła drogę do hali.
- Ania, naprawdę? – Winiar zaczął się ze mnie śmiać.
- Dobra, dobra, panie Winiarski, zobaczymy jak Ty zapomnisz czegoś z hotelu – powiedziałam do niego.
- Ok, ok, już nie będę – obiecał – Ale Igła, opowiadaj co u Ciebie? Co u Iwony?
- Wiecie co, chłopaki, to jest rozmowa na kiedy indziej – odpowiedział nieco zmieszany – Muszę spadać, bo zaraz my zaczynamy trening, do zobaczenia – powiedział i szybko udał się do szatni.
- Coś chyba im się nie układa – powiedział jakby do siebie Mariusz.
- Już skończyliście? – zapytałam, aby zmienić temat.
- Tak, tak, Wojtek Cię szukał, poszedł przed halę, więc lepiej żebyś do niego poszła, bo będzie się martwił – powiedział Winiarski.
- Dzięki, to lećcie się przebierać, spotkamy się w autokarze – stwierdziłam i poszłam w stronę wyjścia.

- Tylko się nie zgub – krzyknął za mną Michał, lecz ja Go zignorowałam i czym prędzej wyszłam z hali.

_________________
Na miły początek poniedziałku :)
Kolejny już niedługo. Dziękuję za miłe komentarze, naprawdę mnie motywują, wiem przynajmniej, że ktoś "to coś" czyta ;)

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 15.

- Michał, możemy pogadać? – zapytałam, kiedy po kilku sygnałach usłyszałam zaspane „Halo”.
- Ania? Dlaczego dzwonisz w środku nocy? – zaczął zadawać pytania.
- Nie mogę spać, pójdziesz ze mną na spacer? Za 15 minut przed szpitalem? – tym razem to ja nie dawałam Mu dojść do słowa.
- Ok, ale.. – zaczął, ale znów szybko Mu przerwałam.
- To do zobaczenia – wyszeptałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

Wciągnęłam na siebie dresy, założyłam ciepła kurtkę i najciszej jak tylko mogłam wyszłam z ciepłego mieszkania, na chłodne, nocne powietrze. Wojtkowi nic nie powiedziałam, nie obudziłam Go. Zmierzałam pod miejsce spotkania, ciemnymi, wypustoszanymi ulicami. Kiedy dotarłam pod szpital, zobaczyłam, że Misiek już na mnie czeka. Widząc Jego zatroskaną minę, łzy same popłynęły po moich policzkach, a On nic nie mówiąc mocno mnie przytulił. Szliśmy w ciszy, żadne z Nas nie odważyło się powiedzieć ani słowa. W końcu przerwałam ciszę.

- Michał, ja chcę mieć dziecko – powiedziałam prosto z mostu.
- Ale poczekaj, od początku mi wszystko opowiedz, skąd ten pomysł, co na to Wojtek – odpowiedział spokojnie, a mnie zaczęło udzielać się Jego opanowanie – Chodź wejdziemy tutaj, do tego baru, jest otwarty całą noc – dodał, wprowadzając mnie do nie dużego pub’u, gdzie zamówiliśmy herbatę. Opowiedziałam Mu wszystko od początku, jak się pogodziliśmy, jak byliśmy u Mariusza i Pauliny, o mojej rozmowie z Nią, i w końcu o tym, że Wojtek nie chce teraz dziecka.
- Aniu, posłuchaj, z tego co mówisz wynika, że On nie powiedział ci, że nie chce dziecka, ale że musi to wszystko przemyśleć. Nie możesz do tego aż tak emocjonalnie podchodzić. Pytasz mnie o radę, więc Ci powiem, żebyś wrzuciła na luz. Dajcie sobie czas, zobacz jeszcze nie dawno byliście pokłóceni, nie wierzyłaś, że może być jeszcze dobrze, a teraz zobacz, wszystko jest jak dawniej. Jest sezon ligowy, zaraz zaczną się wyjazdy na mecze, zobaczysz jak to jest, jak jest ciężko. Jesteś niedługo po studiach, dopiero zaczęłaś obie prace. Przemyśl to wszystko, jeśli zdecydujecie się na dziecko teraz, to będziesz musiała się liczyć z tym, że będzie ciężko, rok, może dwa przerwy w pracy, a potem znowu wszystko od nowa będziesz musiała zaczynać – skończył swój moralizatorski wywód, a ja myślałam. Nic nie mówiłam, tylko myślałam, że On może mieć rację, że muszę poczekać, aż Wojtek będzie gotowy na rozmowę.
- Dziękuję Michał, nawet nie wiesz, ile ta rozmowa, to spotkanie dla mnie znaczyło – powiedziałam i pocałowałam Go w policzek – Do zobaczenia na treningu – dodałam i ruszyłam do domu, teraz już pewna, że nie mogę rozpaczać i gniewać się na Wojtka, tylko poczekać, aż On będzie gotowy na rozmowę. Kiedy z powrotem wślizgiwałam się do łóżka, Wojtek się obudził.
- Która godzina? – zapytał.
- Jeszcze możesz spać, kochanie – powiedziałam, po czym wtuliłam się w ukochanego, już teraz nie mając problemów z uśnięciem.

Dzień rozpoczął się dla mnie bardziej pozytywnie niż minęła mi noc. O 9 wyszliśmy z Wojtkiem na trening. Z jego kostką było coraz lepiej. Badałam ją dzisiaj razem z Olkiem i doszliśmy do wniosku, że może już powoli wdrażać się w indywidualne treningi. Dzisiaj po treningu odbyła się odprawa techniczna, gdyż w piątek po pierwszym treningu wyjeżdżamy do Rzeszowa. To będzie mój pierwszy mecz, na dodatek wyjazdowy. Jadę tam bez mojego mentora, także jestem rzucana na głęboką wodę. Niesamowicie się denerwuję, lecz nie daję po sobie tego poznać, ale mimo nerwów wydaje mi się, że dam sobie radę.  Wojtek pojedzie razem z nami, ale nie będzie grał. Taką decyzję podjęliśmy – my, czyli cały sztab. Chcemy, aby drużyna się umacniała, żeby pomiędzy chłopakami nawiązała się więź emocjonalna, dlatego nawet kontuzjowani zawodnicy jeżdżą na mecze wyjazdowe. Przez wyjazd i przez to że nie będzie mnie przez cztery dni w Bełchatowie, muszę trochę dłużej i bardziej intensywnie popracować w szpitalu. Czas do piątku mija mi niesamowicie szybko, żyję praktycznie tylko szpitalem i klubem, a na sen pozostaje bardzo niewiele czasu. W piątek rano przyjeżdżam ze szpitala do domu, biorę prysznic, pakuję klubowe rzeczy i razem z Wojtkiem ruszamy na halę. Kiedy po treningu chłopaki idą do szatni się wykąpać, ja razem z Olkiem zapakowuję wszystkie niezbędne nam rzeczy do postawienia chłopaków na nogi po meczach w Rzeszowie do autokaru. Po około pół godziny, dosłownie padam nieżywa na jedno z siedzeń w autokarze.

- Ej, a jak coś się jej stało? – usłyszałam, jakby przez mgłę.
- Nie no coś ty, pewnie tylko śpi – powiedział drugi głos.
- Ty, Maciek, może zawołaj kogoś.
- Stary, kogo mam Ci zawołać? – dopytywał się nieznajomy.
- Idź po Olka albo po Nawrockiego – stwierdziła pierwsza osoba.
- Karol, Muzaj, co Wy tu robicie? – rozpoznałam głos Wojtka.
- Nie no nic, po prostu zastanawiamy się co się stało naszej nowej pani doktor – powiedział, chyba, Karol.
- Jak to, co się stało? Aneczko – zwrócił się tym razem do mnie – Aniu, kochanie – potrząsnął moim ramieniem, a ja bardzo niechętnie otworzyłam oczy – Wszystko w porządku słoneczko?
- Tak, tak, po prostu, przynieś mi mocną kawę, dobrze Wojtuś? – poprosiłam, a ten szybko wyskoczył z autokaru – A wy co tak stoicie, nie widzieliście zmęczonego człowieka? – zwróciłam się do chłopaków.
- Nie no, pani doktor, bo to wyglądało strasznie i przerażająco,  pani tak padła i nie wstawała i się wystraszyłem, więc zawołałem Karola – tłumaczył się młody Muzaj.
- Po pierwsze, Ania, mam na imię Ania – uśmiechnęłam się ciepło do Maćka – a po drugie, dziękuję za troskę, po prostu, ostatnie dni, dały mi nieźle popalić i od jakiś 36 godzin nie śpię, bo przed waszym treningiem miałam całonocny dyżur i dlatego tak padłam, ale jak wypije kawę, którą ma mi zaraz przynieść Wojtek, to będzie dobrze – powiedziałam i kazałam wracać chłopakom na swoje miejsca, bo zaraz będziemy ruszać.

 Po wypiciu mocnej kawy i paru godzinach snu w drodze, od razu czułam się lepiej. W Rzeszowie byliśmy koło godziny 19, więc po szybkim zakwaterowaniu w hotelu ruszyliśmy na kolację i krótki wieczorny trening. W pokojach byliśmy dopiero po 22. Ja swój dzieliłam z Olkiem, gdyż nie wypada, aby zawodnik i członek sztabu byli w jednym pokoju, mimo, iż wszyscy wiedzieli, że jesteśmy z Wojtkiem parą. Kiedy dowiedział się z kim będę w pokoju, od razu zrobił się bardzo zazdrosny.

- Kochanie, przecież to jest tylko Olek, dajże spokój – tłumaczyłam Mu jak małemu dziecku – Myślałam, że mi ufasz, w życiu bym Cię nie zdradziła – powiedziałam, tym razem używając mocniejszych argumentów.
- Ależ, ufam Ci, po prostu nie podoba mi się to, że będziesz wieczorem z Olkiem w jedynym małym pokoju, wolałbym, ja mieszkać z Tobą – powiedział, całując mnie namiętnie.
- Wiem, że byś wolał, ja też bym wolała, ale jesteśmy w pracy i niestety musimy zachować profesjonalizm – powiedziałam i zepchnęłam Go z mojego łóżka, gdyż usłyszałam, że mój współlokator wchodzi do pokoju.
- To może ja Wam nie będę przeszkadzał – powiedział fizjoterapeuta i chciał wyjść z pokoju.
- Nie, no coś Ty, Wojtek już wychodzi, poza tym to też Twój pokój – zwróciłam się do Olka, po czy dodałam do ukochanego – Misiu, zobaczymy się jutro, wyśpij się – po czym cmoknęłam Go w policzek.
- Dobranoc – odpowiedział i z miną obrażonego dziecka wyszedł z pokoju, a my widząc to wybuchliśmy gromkim śmiechem.
- Gdybyś porozmawiała z Jackiem, to może zgodziłby się, żebyście mieszkali w jednym pokoju, w końcu Wojtek nie będzie grał w tych meczach. No i ja wiem jak to jest na początku związku, ludzie wtedy potrzebują bliskości – powiedział siadając na swoim łóżku.
- A wtedy z kim ty byś był w pokoju, co? – zadałam retoryczne pytanie – Poza tym bliskość bliskością, ale ja chcę się w końcu wyspać – powiedziałam, po czym zaczęłam rozpakowywać moją walizkę.
- Wojtek nie daje Ci po nocach spać, no nie ładnie, chyba trzeba z nim porozmawiać, żeby naszej pani doktor nam tak nie męczył – zaśmiał się Olek.
- Chciałabym, żeby było tak jak mówisz, wiesz? Moje niewyspanie bardziej wynika z faktu nocnych dyżurów w szpitalu i chyba mojej nadgorliwości  – powiedziałam, ziewając.
- Dobra, to leć się pierwsza kąpać i do łóżka, a jutro jak nie będzie z chłopakami dużo roboty, to zrobię Ci odprężający masaż, bo widać, że cały czas chodzisz spięta i poddenerwowana - stwierdził z troską w głosie.

- Jesteś wspaniały, dziękuję – rzekłam entuzjastycznie i pobiegłam do łazienki, aby jak najszybciej położyć się do łóżka i oddać się w objęcia Morfeusza.

_______________
Enjoy ;) 

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 14.

To był jeden z nudniejszych dyżurów w mojej jeszcze niezbyt długiej karierze. Cała noc przy biurku, nad strasznymi rubryczkami. Kiedy o 6 mogłam wyjść z tego szpitala, niemal skakałam do góry. Na spokojnie wróciłam do domu, po drodze kupując świeże bułeczki na śniadanie dla mojego faceta. Byłam przekonana, że już nie śpi, jednak przeliczyłam się, chrapał w najlepsze. Postanowiłam, że najpierw zrobię śniadanie, a dopiero później Go obudzę. Miał jeszcze dwie godziny do stawienia się u Olka, więc nie musiałam Go ponaglać. Kiedy wszystko naszykowałam, z tacą pełną pysznego jedzenia udałam się do sypialni. Wszystko postawiłam na szafce nocnej, a sama delikatnie pocałowałam Wojtka.
- Dzień dobry kochanie – powiedziałam cichutko.
- Oooo, już wróciłaś -  odpowiedział i zaczął mnie namiętnie całować i wciągać pod kołdrę.
- Nieeee – zaprotestowałam stanowczo – niedługo musisz jechać, a jeszcze śniadanie, które Ci naszykowałam. A ja jestem padnięta i jedyne o czym marzę to prysznic i sen, a nie Ty kochanie, przykro mi – uśmiechnęłam się, odrywając się od Jego ust.
- Ej, no, misiaczku – popatrzył na mnie błagalnie, ale ja byłam nieugięta – Ale czekaj, powiedziałaś, że naszykowałaś mi śniadanko, tak? – tylko kiwnęłam głową – Wiesz, że Cię uwielbiam – stwierdził i zaczął pałaszować posiłek, który mu zrobiłam, nie zwracając większej uwagi na mnie. W czasie, gdy Wojtek jadł, ja poszłam się wykąpać i zaraz po tym wskoczyłam do mięciutkiej pościeli, oddając się w objęcia Morfeusza.

Przebudziłam się zdumiewająco wyspana i wypoczęta. W mieszkaniu panowała względna cisza, co mnie odrobinę zaniepokoiło, więc wstałam z łóżka i poszłam zobaczyć, gdzie jest Wojtek. To, co zobaczyłam bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.
- Wojutś, kochanie, co robisz w kuchni? – zapytałam, widząc Go stojącego i bardzo skupionego w kuchni.
- Już wstałaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie i pocałował mnie – Bo widzisz, Ty byłaś taka zmęczona po dyżurze, a musimy zabrać coś do Mariusza, więc postanowiłem zrobić sernik – tłumaczył się.
- Wiesz, że jesteś najlepszy. Nie wiedziałam, że potrafisz piec ciasta – spojrzałam na Niego bardzo zdziwiona.
- Bo właściwie, nigdy tego nie robiłem – w tym momencie musiałam wyglądać na przerażoną, bo Wojtek szybko dodał: Ale zadzwoniłem do mamy i Ona wszystko mi mówiła, co po kolei dodawać i chyba wyszło.
- No, mam taką nadzieję, ale jak okaże się jadalne, to od tej pory Ty gotujesz – zaśmiałam się z Niego – A tak właściwie, na którą mamy iść do Wlazłych?
- Na treningu Mariusz mówił, że na 18 – powiedział, wracając do robienia polewy do sernika.
- Osz cholera, to ja mam tylko godzinę, a wyglądam strasznie! – krzyknęłam i szybko pobiegłam do łazienki. Po 40 minutach byłam gotowa. Założyłam czarną, klasyczną koszulę, niebieskie rurki, a do tego moje ukochane szpilki. Efekt może nie był powalający, ale ja byłam zadowolona, a najważniejsze – czułam się komfortowo. Zabrałam ciasto i mały prezent dla Arka, po czym ruszyliśmy na drugi koniec Bełchatowa. Wzięliśmy samochód, bo Wojtek stwierdził, że On nie będzie dzisiaj pił i nie będziemy się zwalać Mariuszowi i Paulinie na noc. Znalezienie odpowiedniego adresu okazało się dla nas nie lada wyzwaniem, jednak po 20 minutach staliśmy przed bramą domu Wlazłych. Kiedy zadzwoniliśmy dzwonkiem, drzwi szybko się otworzyły i Mariusz wpuścił nas do środka.
- Miło Was widzieć, wchodźcie – przywitał się z Nami gospodarz.
- Cześć, miło Was poznać, Paulina – przedstawiła się żona atakującego.
- To Nam jest strasznie miło. Mam nadzieję, że teraz będziemy miały więcej okazji do spotkań, bo szczerze Ci powiem, że czasami brakuje mi tutaj przyjaciółki – stwierdziłam szczerze, gdy chłopaki poszli wybrać muzykę.
- Doskonale Cię rozumiem, początki zawsze są trudne, jeszcze Wy macie trudniej, bo Ty jesteś lekarzem, pracujesz w szpitalu i w klubie, naprawdę podziwiam Cię – powiedziała i ciepło się do mnie uśmiechnęła.
- Wiesz, chyba nie chciałabym zrezygnować ze szpitala, za dużo pracowałam na to by być w tym miejscu. Dlatego muszę to wszystko jakoś pogodzić.
- Jesteś jeszcze młoda, pełna energii, dasz radę – pokrzepiająco poklepała mnie po plecach.
- Młoda to byłam przed studiami, teraz już nie za bardzo – zaśmiałam się.
- To, co ja mam powiedzieć – Paulina podłapała mój wyśmienity humor – Nie chcę Cię martwić, ale chyba szykuje Nam się damski wieczór, gdyż Arek ma nowy samochodzik zdalnie sterowany, którym obecnie zajmują się Nasi faceci – wskazała palcem na salon, w którym jak małe dzieci bawili się Nasi ukochani.
- No cóż, takie życie. A właśnie, gdzie jest Twój synek, koniecznie muszę Go poznać!
- Pewnie jest u siebie, na górze, możesz iść, a ja w tym czasie podam kolacje, bo zaraz się po przypala, czuj się jak u siebie! – krzyknęła już prawie z kuchni – A i Arek jest trochę nieśmiały, ale jak się do kogoś przyzwyczai to potem nie odstępuje Go na krok.
- Okej, to ja niedługo wrócę – powiedziałam i skierowałam się schodami na górę. Dom Wlazłych był naprawdę imponujący, dużo otwartych przestrzeni i wystrój wnętrza, w którym widać było ingerencję Pauliny, nadawały mu klimat. W każdym kącie czuło się tą pełną ciepła atmosferę, którą umacniały zdjęcia, wiszące niemal wszędzie. Nie trudno było trafić do pokoju małego. Delikatnie zapukałam do drzwi i z odrobiną niepewności weszłam do środka. Arek akurat bawił się autkami.
- Cześć – powiedziałam do chłopca.
- Dzień dobry – grzecznie się przywitał – Kim pani jest?
- Jestem Ania, a Ty jak masz na imię?
- Arek – powiedział niepewnie.
- Mogę się z Tobą chwilę pobawić? – zapytałam i dodałam – Jestem koleżanką Twojej mamusi i tatusia – Dodałam ciepło, starając się nawiązać kontakt z Arkiem.
- A będzie pani chodzić z nami na mecze? – zapytał.
- Na pewno będziemy się tam spotykać, bo pracuję z Twoim tatusiem i innymi siatkarzami – wytłumaczyłam Mu – A Ty lubisz siatkówkę?
- Ja będę kiedyś siatkarzem, tak jak tatuś – powiedział entuzjastycznie – A mogę do pani mówić ciociu?
- Pewnie, że tak! – ucieszyłam się, że tak szybko udało mi się nawiązać nić porozumienia z Arkiem – to jak bawimy się najpierw czy idziemy zjeść kolację? Bo wiesz, powiem Ci w sekrecie, że jestem strasznie głodna – ostatnie zdanie powiedziałam szeptem, a mały zaczął się głośno śmiać.
- To chodźmy ciociu – złapał mnie swoją malutką rączką i zaprowadził na dół – Mamo, możemy jeść, bo ciocia Ania jest głodna? – zapytał się Pauliny.
- No proszę, chwilkę Was samych zostawić i już ciocia – uśmiechnęła się do mnie i zwróciła się do syna – Idź wołaj tatę i Wojtka do jadalni i możemy jeść – mały od razu pobiegł i przyciągnął Mariusza za rękę, a po chwili, gdy siadaliśmy do stołu przydreptał do mnie i zapytał czy może usiąść u mnie na kolanach. Bez wahania się zgodziłam. I takim to sposobem spędziłam cały wieczór z Arkiem, który okazał się świetnym dzieckiem.

- Pasuje Ci dziecko, wiesz? Masz świetne podejście do takich małych istotek – powiedziała Paulina, kiedy mały Wlazły usnął mi na rękach, a my szłyśmy na górę zanieść Go do łóżeczka.
- Zawsze chciałam mieć trójkę, ale na to jeszcze przyjdzie czas – odpowiedziałam Paulinie.
- Tylko, pamiętaj nie czekaj do ostatniej chwili, bo kariera, karierą, ale macierzyństwo sprawia naprawdę dużo radości – powiedziała, a ja cały czas do końca wieczoru miałam jej słowa w głowie. Nie wypiłam za dużo, trochę wina z Paulą i to wszystko. Wprawiła mnie tym jednym zdaniem w konsternację. Podczas podróży do domu nie odezwałam się słowem do Wojtka, On też siedział cicho, jakby rozumiał, co czuję. A co czułam? Trudno to określić, ale narastała we mnie potrzeba zostania matką, opiekowania się kimś. Dziwne. Nigdy tak nie miałam. Koniecznie muszę, o tym z Wojtkiem porozmawiać. Widziałam, że i on chętnie bawił się z Arkiem, sprawiało Mu to radość. Dalej nic nie mówiąc weszliśmy do mieszkania. Zrobiłam dwie herbaty i usiadłam w salonie pod kocem. Mimo, że było już późno, chciałam porozmawiać z nim jeszcze dzisiaj.

- Wojtuś? – zaczęłam bardzo niepewnie.
- Tak kochanie? – usiadł blisko mnie i otoczył mnie swoim ramieniem – Co się dzieje?
- Kocham Cię – wyznałam Mu.
- Ja Ciebie bardzo mocno kocham. Jakaś nieswoja byłaś pod koniec wieczoru i w samochodzie – stwierdził.
- Bo myślałam nad tym, co powiedziała mi Paulina… - przerwałam i mocniej wtuliłam się w Wojtka.
- Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć – powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- Rozmawiałyśmy o macierzyństwie – zaczęłam i niepewnie spojrzałam na Wojtka, chcąc wyczytać jakąś reakcję z Jego twarzy, która wyrażała zamyślenie – I ja wiem, że kariera, że dopiero co rozpoczęta praca w klubie, Twoje granie, mecze, wyjazdy, szybki tryb życia, ale chyba chciałabym zostać mamą. Ale chcę znać Twoje zdanie na temat dziecka – powiedziałam bardzo poważnie.
- Odpowiem Ci szczerze. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym… Jak patrzyłem na Mariusza, który bawił się z Arkiem, to też pomyślałem, że może kiedyś chciałbym mieć taka małą istotkę w domu. Ale zrozum mnie, chciałbym to przemyśleć, poukładać wszystko w głowie. Wolałbym taką rozmowę o dziecku przełożyć, bo wydaje mi się że nie jestem gotowy.. – zrozumiałam, to co powiedział, chyba wszystko dzieje się za szybko, nie mogę wymagać od faceta deklaracji na całe życie, takich zobowiązań, jeszcze nie teraz.

- Rozumiem – wyszeptałam i złożyłam pocałunek na jego ustach – Chodźmy już spać – wstałam i pociągnęłam Go w stronę sypialni. Byłam strasznie zmęczona, jednak sen nie chciał przyjść, cały czas w głowie kłębiło mi się milion myśli. Spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki wskazywały 3:08. Po cichu wstałam, tak żeby nie obudzić Wojtka i siadając na parapecie w kuchni wybrałam numer Michała…

______________

Wreszcie jest! Długo zastanawiałam się czy jeszcze kontynuować to opowiadanie. Kiedy miałam więcej wolnego czasu to nic nie napisałam, lecz kiedy wróciłam do szkoły "wena" czy raczej coś w rodzaju "pomysłów" powróciło. Także enjoy!

Natalko, to własnie ta mała niespodziewanka dla Ciebie! :*

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 13.

Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. W życiu nie spodziewałabym się, że przyjadą. Wprawdzie jakiś czas temu pisałam z Natalką i zapraszałam ją do Bełchatowa, ale nie wiedziałam, że razem z moim bratem wybiorą się do mnie. Z Natalką chodziłam do podstawówki, długo nie utrzymywałyśmy kontaktu, ale od jakiegoś czasu pisałyśmy na facebook’u, a naszą tradycją stało się dzwonienie do siebie na urodziny i święta. Zaprosiłam moich gości do salonu, gdzie był Wojtek. Przedstawiłam Wojtka i Natalkę i usiedliśmy wszyscy, wciągając się w rozmowę. Najbardziej byłam zaskoczona tym, że ta dwójka przyjechała razem.

- Bardzo się cieszę, że przyjechaliście, ale właściwie dlaczego razem? – spytałam podejrzliwie.
- Tak, przez przypadek się złożyło, a jak szpital? – opowiedziała Natalka i szybko zmieniła temat.
- Widzę, że z Ciebie nic nie wyciągnę – uśmiechnęłam się do dziewczyny – Ale Bartuś, braciszku, wiesz, że Cię kocham – zrobiłam słodkie oczka do brata, a kiedy zobaczyłam po jego minie, że nic mi nie powie, rzuciłam się na Niego i zaczęłam łaskotać. Widząc po wyrazie Jego twarzy, że już zmiękł, dałam Mu spokój i przytuliłam się do Wojtka – No więc słucham.
- Dobra, przyjechaliśmy właściwie do Was, żeby Wam o tym powiedzieć – przerwał, po czym z czułością spojrzał na Natalkę i złapał Ją za rękę – Jesteśmy razem – wydusił w końcu z siebie.
- No nie wierzę, naprawdę? – otworzyłam szeroko oczy, a po chwili wstałam i mocno ich oboje przytuliłam – Natalka, pamiętasz jak byłyśmy w podstawówce, a ten mały gówniarz zawsze nam przeszkadzał i podsłuchiwał? – zapytałam rozbawiona – A teraz Ty z Nim, no nie wierzę.
- Miłość nie wybiera – wtrącił młody.
- I mamy jeszcze jedną niespodziankę dla Ciebie, przeprowadzamy się do Bełchatowa, bo dostałam stąd propozycję pracy – dodaje Natalka.
- A co będziesz robić? – zapytał Wojtek.
- Będę rzecznikiem prasowym Twojego klubu – odparła Natalka z wielkim bananem na twarzy.
- No jeszcze bardziej nie wierzę – roześmiałam się i dodałam: Tyle bliskich mi osób tak blisko mnie. Nie mówiłam Wam, bo nie było okazji, ale zostałam klubowym lekarzem chłopaków.
- O proszę! Widzę, same znajomości – powiedział zdziwiony Bartek – A tak na marginesie, masz Aniu coś do jedzenia?
- Ty mały głodomorze – zwróciłam się do brata – zaraz będziemy zamawiać pizzę, bo mają przyjść znajomi Wojtka.
- To my nie będziemy Wam głowy zawracać, mieliście już plany, a my tak bez zapowiedzi. Zbieraj się Bartuś – zwróciła się do młodego.
- Ale nie ma mowy! – wtrącił Wojtek – Zostajecie u Nas, zrobimy sobie taką małą imprezkę – stwierdził uradowany Wojtek.

Nie mając wyjścia Natalka i Bartek zostali u Nas. Równo o 16 przyszli nasi goście. Niemalże od razu polubiłam tę dwójkę, widać było, że świetnie do siebie pasują. Chłopcy zajęli się grą na Playstation i „męskimi” rozmowami, a my z dziewczynami siedziałyśmy w kuchni popijając czerwone wino. Strasznie dobrze Nam się rozmawiało, szybko złapałam z Olą dobry kontakt i nim się wszyscy obejrzeliśmy było już bardzo późno, więc Olka z Karolem zebrali się do siebie, bo rano chłopaki mają normalny trening. Coś czuję, że Karolowi będzie jutro ciężko ćwiczyć i szybko pojawi się w moim gabinecie po jakieś proszki przeciwbólowe. Natalka z Bartkiem zostali na noc, bo nie zgodziłam się na to, żeby po ciemku, w środku nocy wracali do Żyrardowa. Zajęli pokój, który na samym początku mieszkania w Bełchatowie miał należeć do mnie.

Obudziłam się jakaś taka wyspana. Za oknem świeciło słońce i było bezchmurne niebo. Od niechcenia spojrzałam na telefon i przerażona szybko poderwałam się z łóżka, budząc przy tym Wojtka.
- Mamy pół godziny do treningu! – krzyknęłam – Nie mogę się spóźnić, więc wstawaj szybko.
Nie wierzyłam w to, że zaspałam, nigdy mi się to nie zdarzało. Owszem lubiłam spać, ale kiedy miałam wolne i nie miałam żadnych obowiązków na głowie. W biegu zjadłam śniadanie i napisałam kartkę Bartkowi, że wychodzimy do pracy. Zostawiłam im też zapasowe klucze, żeby nie musieli czekać na Nas, żeby wyjechać. Popędziłam jeszcze Wojtka, któremu nie za bardzo się spieszyło i pojechaliśmy na halę. Nie wiem jakim cudem udało Nam się nie spóźnić. Szybko przywitałam się ze sztabem i udałam się do mojego gabinetu. Dzisiaj nie było pana Wojtka na treningu, więc zabrałam karty graczy ze sobą na salę, by nie tracić zbyt dużo czasu w domu. Widać, że doktorowi nie za bardzo chciało się robić tą papierkową robotę, gdyż karty były w tragicznym stanie. Musiałam po kolei wołać zawodników do siebie w celu uzupełnienia ich dokumentacji medycznej. Przy okazji rozwaliłam trochę trening Jackowi, tym ciągłym wołaniem chłopaków.

- No dobrze, to teraz zapraszam do mnie Karola Kłosa – krzyknęłam w stronę siatkarzy.
- A ty co taka oficjalna? – spytał rozbawiony środkowy.
- Bo jestem w pracy, mam w umowie zapisane, że nie mogę przelewać osobistych upodobań czy przyjaźni na sferę zawodową – grzecznie odpowiedziałam.
- Aaaa, no chyba, że tak. W takim razie Cię nie będę męczył, jeszcze stracisz przeze mnie pracę – zaśmiał się Karol.
- Dobra, to powiedz mi teraz, jakie choroby zakaźne przeszedłeś?
- Yyyyy, nie pamiętam – Karol jako kolejny z rzędu odpowiadał, że nie pamięta. Ci faceci zaczynali mnie denerwować. Poderwałam się z miejsca i podeszłam do Nawrockiego.
- Jacek, mogę na sekundkę? – spytałam trenera, pokazując na siatkarzy.
- Pewnie, jak to coś ważnego – bez problemu zgodził się.
- Panowie – krzyknęłam, a kiedy zapanowała cisza powiedziałam: Mamy pewien problem. Muszę uzupełnić Waszą dokumentację medyczną, a Wy nic nie pamiętacie. Po treningu proszę pojedynczo przyjść do mnie i zapisać mi swój adres. Wiem, że nie macie czasu, więc poświęcę się i w najbliższej przyszłości przyjadę do każdego z Was, przejrzę książeczki zdrowia i porozmawiam z Waszymi żonami, bo jak się mogę domyślać, One będą pamiętały wszystko. Dziękuję, wracajcie do treningu.
- Ale pani doktor – zwrócił się do mnie Mariusz – Do nas przyjeżdża pani najpierw, bo moja Paulina nie może się doczekać, aż Cię pozna – posłał mi ciepły uśmiech.
- Panie Wlazły, do ćwiczeń, na indywidualne rozmowy zapraszam po treningu – odparłam oficjalnie, po czym wróciłam na swoje stare miejsce.

Podczas, gdy chłopaki wylewali siódme poty, Wojtek siedział u fizjoterapeuty. Na dzisiejszym treningu, na szczęście nikomu nic się nie stało, także moja rola polegała jedynie na obserwacji zawodników. Kiedy Nawrocki zakończył trening siatkarze niemalże od razu rzucili się w moją stronę, aby zapisać swoje adresy. „Jak dzieci” – pomyślałam. Po niemałym zamieszaniu, większość graczy udała się do szatni, żeby wziąć prysznic i przebrać się. Na hali zostaliśmy z Mariuszem sami.

- To co wpadniecie wieczorem do Nas? – zapytał, uśmiechnięty, choć zmęczony atakujący.
- Naprawdę bardzo chętnie, ale zaraz biegnę na dyżur, bo już niedługo zapomną w szpitalu jak wyglądam – stwierdziłam ze smutkiem.
- No to nie wiem, może w takim razie jutro po naszym wieczornym treningu, Paulina i Arek koniecznie chcą Cię poznać.
- Jest mi bardzo miło, ale nie wiem czy jestem tak ciekawą osobą, lecz jeśli nalegasz – powiedziałam – Pogadam jeszcze z Wojtkiem, ale chyba nie ma planów na jutro. Jak wpadniemy to Arek będzie miał z kim pograć na Playstation – roześmialiśmy się oboje.

Zerknęłam na zegarek i lekko się przeraziłam. Szybko pożegnałam się i pognałam, zabierając karty medyczne siatkarzy ze sobą, do gabinetu klubowego fizjoterapeuty, żeby zgarnąć Wojtka i odwieść Go do domu. Na szczęście zdążyli zakończyć sesję terapeutyczną i nie musiałam na Niego czekać. W drodze do domu opowiedziałam Mu o propozycji Mariusza. Wojtek zareagował bardzo entuzjastycznie, gdyż jak twierdził:
- Mariusz jest naprawdę dobrym człowiekiem.


Pod blokiem szybko pożegnałam się z siatkarzem i czym prędzej ruszyłam w stronę szpitala. Kiedy weszłam do gabinetu lekarskiego wiedziałam już, że czeka mnie ciężki dyżur, cała masa papierkowej roboty. Niechętnie wzięłam się do dosyć nudnej i mozolnej pracy..

__________
Taka mała niespodzianka, dużo wcześniej niż miał być :) Niedługo następny :D

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 12.


Po cichu, żeby nie obudzić chłopaków, wstałam i zjadłam lekkie śniadanie. Była godzina 10:30. Dyżur miałam dopiero następnego dnia po porannym treningu, więc miałam całą niedzielę wolną. Postanowiłam nie odwlekać rozmowy z Wojtkiem w czasie i ok. 11 wyszłam z mieszkania Miśka. Droga do siatkarza minęła mi szybko, nim się obejrzałam już byłam pod naszym mieszkaniem. Zastanawiałam się nad tym, co mam powiedzieć, jak się zachować. Obydwoje byliśmy zbyt impulsywni. Wprawdzie Wojtek nie powinien tak zareagować, ale był to dla niego szok, w sumie ja nie zachowałam się lepiej. Zapukałam do drzwi, a przyjmujący niemalże od razu mi otworzył.

- Jesteś – powiedział z pięknym uśmiechem i mnie przytulił. Ten facet zawsze tak na mnie działał, wystarczyło, że się uśmiechnął, a ja cała się rozpływałam.
- Przecież obiecałam – odparłam i weszłam w głąb mieszkania – Jak badania? – zapytałam, siadając na kanapie.
- Jak zwykle miałaś rację, tylko skręcenie, nic na szczęście nie połamałem – odpowiedział, przyglądając mi się.
- To całe szczęście, nawet nie wiesz jak się cieszę. Wiem, jak ważna jest dla Ciebie siatkówka.
- Ale wiesz, że Ty jesteś zaraz po niej – w tym momencie przysunął się do mnie bliżej i chwycił moją rękę.
- To tylko kilka dni, a tak mi Ciebie brakowało – wypowiedziałam swoje myśli na głos i niepewnie spojrzałam na Wojtka.
- Kocham Cię, wiesz? Wrócisz z powrotem do domu? – mocno mnie przytulił, a po chwili delikatnie, ale z tą Jego pewnością siebie pocałował.
- Mieliśmy wszystko przemyśleć, zatęsknić za sobą, ale bez Ciebie to nie to samo. Później przywiozę rzeczy, dobrze? – nie potrafiłam się na Niego długo gniewać, kochałam tego głupka, a miłość jest ślepa. Wystarczył jeden pocałunek, jedno spojrzenie. Co ten facet ze mną robi? – pytałam sama siebie – Ale wiesz, że musimy poważnie porozmawiać?
- Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedział smutno.
- Ja wiem, że to Ty przyjaźnisz się z Piotrkiem tyle lat, a nie ja, dlatego nie chcę się bardzo wtrącać. Ale musisz zrozumieć, że Ty nie masz wyboru, albo akceptujesz to, że Piotr jest gejem albo tracisz przyjaciela – na chwilę przerwałam i spojrzałam na Wojtka, widać było skruchę na Jego twarzy – Ale to już Twoja sprawa, ja się nie wtrącam, gorsze jest to, że ja się Ciebie wtedy naprawdę wystraszyłam. Miałeś w oczach taką zwierzęcą furię…
-  Przecież, ja nigdy bym Cię nie skrzywdził – wyszeptał mi na ucho i delikatnie pocałował, a po chwili zaczął rozpinać guziki przy mojej bluzce. Na początku nie miałam nic przeciwko, ale po chwili uświadomiłam sobie, że przyszłam tu po to, żeby tylko porozmawiać.
- Mieliśmy rozmawiać… - powiedziałam, ale Wojtek zamknął moje usta kolejnym namiętnym pocałunkiem.
- Rozmawiamy – odparł, kiedy na chwilę oderwaliśmy się od siebie, bo nie mogliśmy złapać tchu, oparłam swoje czoło o jego i powiedziałam:
- Obiecaj mi, że nigdy nic mi nie zrobisz, nie uderzysz ani nie zostawisz.
- Obiecuję – kiedy to powiedział, ja byłam pewna, że mówi prawdę i nigdy przy nim nic mi się nie stanie. Wiedziałam, że jestem w odpowiednim miejscu i nigdzie nie chcę się stąd ruszać. Powoli ściągnęłam T-shirt Wojtka i po chwili zatraciliśmy się w sobie. Nasza namiętność nie znała końca. Stęskniliśmy się za sobą i w tamtym momencie było to widać. Z zachłannością całowaliśmy się, a  nasze ciała poruszały się we własnym, wspólnym rytmie. Z każdą sekundą pragnęliśmy siebie jeszcze bardziej. Jednak chwile uniesienia nie mogą trwać wiecznie. Kiedy obydwoje osiągnęliśmy szczyt niemal w tym samym momencie, opadłam na Wojtka ciężko oddychając. Przytuliłam się do Jego klatki piersiowej i słuchałam jak nasze oddechy i bicia serc się stabilizują. Niesamowite, ile niby tylko  w czysto fizycznym akcie jest miłości, zrozumienia i przyjaźni. Więź, która Nas łączyła, w tym momencie była niemal namacalna. Po chwili milczenia, kiedy oddechy były już równe, delikatnie pocałowałam Wojtka i szepnęłam Mu na ucho:

- Przepraszam, że się wyprowadziłam.
- Ciiiii – uciszył mnie tylko – Nie rozmawiajmy już o tym, dobrze?
- Masz rację, nie wracajmy już więcej do tej sprawy. I chciałam Ci jeszcze obiecać, że będę się starała patrzeć na wszystko obiektywnie i nie tak impulsywnie.
- A tak w ogóle, to Ty nie masz dzisiaj dyżuru? – zapytał, zmieniając temat.
- Nie, dzisiaj mam calutki dzień wolny, dopiero jutro po treningu idę do szpitala. A właśnie, czy Ty przypadkiem nie musisz jechać do fizjoterapeuty?
- Kurde, no tak, miałem jechać do Olka, ale skoro Ty tu jesteś to zadzwonię do Niego i powiem, że najlepsza pani doktor wykona mi dzisiaj zabiegi – uśmiechnął się szeroko.
- No dobra, dzisiaj wyjątkowo się zgadzam, ale jutro jedziesz ze mną na trening i Olo bierze Cię pod swoje skrzydła – odpowiedziałam mu również uśmiechając się.
- Tak sobie pomyślałem, że skoro wczoraj nie udało się Nam iść na tę imprezę, to może zadzwonię do Kłosa i zaproszę Go razem z Olą? – zaproponował siatkarz.
- No dobra, to ja szybko się wykapię, przebiorę i zrobię coś dobrego do jedzenia, a Ty dzwoń do Niego i zaproś na 16 – powiedziałam wstając z kanapy i zbierając swoje ubrania z całego salonu.

Wojtek odprowadził mnie wzrokiem i zadzwonił do Karola, a ja w tym czasie udałam się najpierw do łazienki, a później do sypialni, żeby poszukać jakichś czystych ciuchów. Na szczęście nie zabrałam wszystkich swoich rzeczy, kiedy się pakowałam, więc bez żadnych problemów mogłam znaleźć coś odpowiedniego na spotkanie ze znajomymi Wojtka. W sumie to poznałam Karola, ale tak bardzo oficjalnie, na treningu, jako lekarz klubowy. Teraz miało być całkiem inaczej, na luzie. Martwiłam się tylko tym, że mnie nie zaakceptuje, będzie dalej traktował jak panią doktor. Kurczę, przecież nie jestem już w gimnazjum, nie powinnam się przejmować takimi rzeczami! Chyba muszę popracować nad swoją pewnością siebie, bo zdecydowanie, w niektórych sytuacjach mi jej brakuje. Moje wybieranie ciuchów i kontemplacje nad samą sobą przerwał Wojtek, mówiąc, że goście będą za godzinę. Nie mając nic przygotowanego ani zbyt wiele czasu, szybko wciągnęłam na siebie czarną sukienkę, a do tego założyłam czarne, klasyczne szpilki i pognałam do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia. Oczywiście, lodówka była pusta. Strasznie się zezłościłam, ale nie mogłam na to nic poradzić. Nie zdążyłabym pójść do sklepu, więc postawiłam na słone przekąski typu paluszki, orzeszki i popcorn. Jeśli będziemy głodni to zamówimy sobie pizzę. Ogarnęłam jeszcze mieszkanie i usiadłam obok Wojtka, który z ciekawością mi się przyglądał.

- Co tak patrzysz? – zapytałam.
- Nic, tak tylko. Ślicznie wyglądasz – powiedział.
- Chcesz coś, że dzisiaj taki miły jesteś i prawisz mi same komplementy? – zaśmiałam się.
- Nie, nic specjalnego. No bo wiesz, że ja wiem, że należysz do sztabu, a my w kontraktach mamy zapisane, że nie możemy pić, nic a nic, ale jak wypijemy po dwa piwka z Kłosem to nie podkablujesz Nas, prawda? – zapytał słodko, wlepiając we mnie swoje oczy.
- A czy jestem teraz w pracy? – zapytałam retorycznie – W tym momencie jestem przede wszystkim Twoją dziewczyną, a nie lekarzem Skry Bełchatów, więc nie wydam Was, możesz być spokojny – dodałam.
- Uwielbiam Cię jeszcze bardziej – powiedział i cmoknął mnie w policzek.
- Tak, tak wiem.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, że Karol i Ola tak wcześnie przyszli. Poszłam otworzyć, a kiedy zobaczyłam kto stoi za drzwiami moje zdziwienie osiągnęło apogeum.
- Co Wy tu robicie? – spytałam łamiącym się głosem.
- Jak zwykle milutkie przywitanie. Chodź się przytulić, wariatko lepiej – powiedziała osoba, której zupełnie się nie spodziewałam.
- Wiesz, że nic się nie zmieniłaś, no może poza tym, że wyglądasz jeszcze bardziej kwitnąco – stwierdziła druga, bliska mojemu sercu osoba – I nie płacz głupia – roześmiała się.

______________________
Wreszcie jest 12. Przepraszam za moją nieobecność, ale powodem niestety jest szkoła. Obiecuję, że kiedyś Wam to wynagrodzę! DZIĘKUJĘ za tyle wejść na mojego bloga, to naprawdę mnie mega motywuje <3
Jak myślicie kim są owi nieznajomi, którzy odwiedzili Aneczkę? :D
Trzymajcie się ;*